środa, 13 sierpnia 2014

Samowity Człowiek - Pająk

Stawiałbym dolary przeciwko zapałkom, że większość dzieciaków urodzonych w latach dziewięćdziesiątych wie, jaki to (nie bardzo) tragiczny w skutkach wypadek doprowadził do powstania Spider - Mana. Ugryzienie napromieniowanego/ ulepszonego genetycznie pająka spowodowało, że przeciętny szaraczek Peter Parker stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych zamaskowanych bohaterów Marvela. Najnowsza filmowa adaptacja przygód Człowieka - Pająka udowadnia, że od naukowego wytłumaczenia tego, jak Peter uzyskał swe moce, Hollywood nie odejdzie jeszcze długo. A przecież prócz nauki jest jeszcze...


Druga strona medalu. Jasne, nie uznawałabym speców od taniej, hollywoodzkiej rozrywki za na tyle natchnionych, by odejść od pewnego utrwalonego wzorca, od powielania schematów. Tak jest przecież łatwiej, prawda? Skoro nasz drogi P. wpisał się w pamięć odbiorców jako gamoń ugryziony przez napromieniowanego pajęczaka, nie ma sensu tego zmieniać. Mimo to, reboot filmowego Pajączka chce wyraźnie odejść od sztampy - chociaż być może wynika to jedynie z faktu, iż od pierwowzoru Raimiego dzieli go tylko kilka lat, które nie pozwoliły widzom zapomnieć o pierwszej wersji. Webb nie miał możliwości uderzyć w te same tony co Raimi, dlatego zdecydował się na zaczerpnięcie postaci z uniwersum Ultimate, które wyraźnie odbiega od klasycznej 616 znanej z komiksów Amazing Spider Man. Właśnie dlatego zamiast Electro w żółto - zielonym lateksie mamy tu dubstep murzyna, a Rhino to rosyjski bandzior zakuty w egzoszkielet. Został tylko Goblin, nieco bardziej podobny do wersji znanej z trzeciej części trylogii Raimiego.



I mimo tego, że Webb wyraźnie szuka sposobu na to, by odciąć się od charakterystycznego ukazania uniwersum Pajączka, nie decyduje się skoczyć na głęboką wodę, tym samym upewniając uważnych widzów w przekonaniu, że reboot serii to tak naprawdę wyjątkowo płytka, niezbyt odkrywcza rozrywka, której braki są widoczne na pierwszy rzut oka, szczególnie, jeśli zestawić filmowe Amazing Spider - Man'y z gigantami superbohaterskiego gatunku. Możliwości, by obejść sztampę było wiele: ja chciałbym się skupić na tej konkretnej, która moim zdaniem szczególnie zasługuje znalezienie się na kinowym ekranie.

Geneza powstania Spider - Mana została niejednokrotnie podważona (między innymi przez Jackal'a, przez którego do niedawna nie wiadomo było czy tak naprawdę Peter Parker nie jest jedynie klonem oryginału - gdyby tak faktycznie było, jego nadprzyrodzone zdolności zawdzięczałby już nawet nie napromieniowanemu pająkowi, co geniuszowi wspomnianego wcześniej villaina). Jedną z najciekawszych teorii na temat tego, jak P. otrzymał swe moce zaproponował Ezekiel, postać, która doskonale wpisuje się w opisany wcześniej archetyp trickstera. Ten przekraczający pięćdziesiątkę biznesmen, zdecydowany z nieznanych powodów pomagać Spiderkowi, pełni rolę szachraja, który odkrywa przed Peterem tajemnicę Pająka, który drzemie w nich obu. 

Ezekiel pojawia się znikąd i zarówno czytelnikowi, jak i samemu bohaterowi ciężko jest poznać, czy pełni rolę przyjaciela, czy raczej wroga. Jasnym jest, że zna tożsamość Spidey'a, bardzo szybko okazuje się też, że nie ma zamiaru mu szkodzić. Jego cel jest wręcz odwrotny, pragnie uchronić Pajęczaka przed złem, które na niego czeka. Zdradza mu przy tym alternatywę, której Parker nigdy nawet nie rozważał: co, jeśli umierający z powodu radiacji pająk celowo przekazał chłopakowi moc, którą posiadał nim jeszcze naukowcy rozpoczęli swe prace nad nim?

Totem to słowo pochodzące z języka algonquian, używanego przez indian anishinaabe. W oryginale oznaczało klan, pewną określoną grupę ludzi, często zrzeszoną pod symbolem określonego zwierzęcia czy rośliny. Do XXI wieku zdążyło przejść więcej niż kilka ewolucji - zapewne przez wzgląd na to, że stało się przedmiotem badań więcej niż kilku gałęzi nauki. Freud wydawał się badać zagadnienie totemu głównie przez pryzmat ludzkiej seksualności (co sugeruje nawet tytuł dzieła, w którym zawarto kilka ciekawych tekstów "ojca" psychoanalizy: Totem and Taboo). Strauss czy Frazer skupiali się na zagadnieniu z perspektywy charakterystycznej dla antropologów kultury (ten pierwszy zauważył dość trafnie, że tradycja przypisywania właściwości zwierząt do grup ludzi nie odstaje w zasadzie od tradycji uznawanych za "normalne" w krajach cywilizowanych). Wielu teologów starało się rozpatrywać zagadnienie totemizmu na płaszczyźnie religijnej (lub chociaż proto - religijnej) i równie wielu, jak na przykład Goldenweiser, przeczyło podobnym teoriom. Niezawodna wikipedia odsyła również spragnionych wiedzy Czytaczy do marketingowej definicji słowa totem, w której realizuje się ono jako konkretny, dobrze rozpoznawalny symbol reklamowy.

Na pierwszy rzut oka widać już, że zagadnienie totemizmu jest niesamowicie rozwinięte i raczej trudne do odpowiedniego zanalizowania bez zaplecza merytorycznego. Mam powody przypuszczać, że scenarzyści tych numerów Spider - Mana w których po raz pierwszy zagościł Ezekiel (The Amazing Spider - Man vol. 2, #30) totemizmem interesowali się jeszcze przed objawieniem światu zupełnie nowego podejścia do genezy Pajęczka. Straczynski to doświadczony i bardzo ceniony twórca, który miał okazję stworzyć wiele innych dzieł ocierających się o mistycyzm, co sugeruje jego obeznanie z tematem. Być może dlatego udało mu się stworzyć historię, która spełnia jedno z najważniejszych zadań każdego dzieła kultury - poszerza horyzonty.

Nie chodzi mi bynajmniej o to, że tych kilka konkretnych numerów, w których Peter Parker konfrontowany jest z drugą stroną swej historii, należy postrzegać jako komiksy, które zmieniają życie. Absolutnie tak nie jest (między bogami a prawdą, one nawet nie aspirują do takiego miana) - mają jednak szansę zainteresować odbiorcę otaczającym go światem. Żyjemy w czasach, w których najbardziej znani nobliści coraz częściej przyznają, że większy wpływ na popularyzację nauki mają dzieła fantastyczne, niż naukowcy i instytucje badawcze. Pomysł Straczynskiego jest jednym z tych, które mają okazję zbliżyć szaraka do zagadnienia, które wcześniej jedynie obiło mu się o uszy.

Dla Hollywood jest to, jak się okazuje, pomysł zdecydowanie zbyt ambitny.

Mimo to nawet na ekranie pojawiają się bohaterowie wpisani w teorię stworzoną (i, jak się potem okaże, przynajmniej częściowo udowodnioną) przez Ezekiela. Filmowy Lizard - którego nie był w stanie uratować nawet fenomenalny Rhys Ifans - stanowi świetne potwierdzenie wyżej postawionej tezy. Łatwo bowiem zauważyć, że przeciwnicy Spidey'a dobrani są względem niego według wzorca, który na pierwszy rzut oka może ujść uwadze. Rhino, Scorpion, Dr. Ock, Vulture, Black Cat, Puma czy Chameleon - spora część najbardziej znanych villainów którzy często konfrontowani są z Pająkiem, stanowi swego rodzaju ucieleśnienie totemicznych zwierząt. Peter wydaje się ich przyciągać, a co najgorsze, przyciąga również i łowców, takich jak doskonale znany Kraven czy... Morlun, pożeracz totemów.

Warto w tym miejscu zaznaczyć wyraźne splątanie scenariusza zbudowanego przez Straczynskiego z teorią przedstawioną przez Straussa. Antropolog zauważył, o czym Leach pisze w swoim opracowaniu pod odkrywczym i wiele mówiącym tytułem Levi Strauss, pewną charakterystyczną dwoistość w naturze ludzkiej, istnienie par, które z jednej strony się przyciągają, a z drugiej odpychają. Jasne, nie jest to nic nowego - yin i yang znane są od antyku. Mimo wszystko, w takim ujęciu realizuje się scenariusz Straczynskiego: Morlun jest więc dla Pająka czymś w rodzaju lustrzanego odbicia, z jednej strony ogromnym zagrożeniem, a z drugiej -  potwierdzeniem teorii Ezekiela. Pożeracz totemów nie mógłby oczywiście istnieć bez totemów, a fakt, że szczególnym zainteresowaniem Morlun obdarzył właśnie Petera, dowodzi, iż jest on prawdziwym, najsilniejszym Pajęczym Totemem.

Historia Straczynskiego doskonale podkreśla motyw, który z uporem maniaka pomijają filmowcy, a który wykorzystano nawet w znanej z lat dziewięćdziesiątych kreskówce: rozbrat pomiędzy ludzką a pajęczą stroną osobowości Petera. W animowanej wersji storyline'u Six Arm Saga Spidey dosłownie zmienia się w humanoidalnego, sześciorękiego pająka, co poprzedzone jest barwnymi i wyjątkowo plastycznymi koszmarami, w których Parker wyobraża sobie gigantycznego pająka ze swoją twarzą. Trzeba dodać, że również w większości komiksów brakuje wyraźnego zaznaczenia tego toposu. Być może dlatego Spider - Man wydaje się być dla wielu bohaterem papierowym i płaskim, pozbawionym swego własnego "demona". Gdyby scenarzyści częściej podkreślali to, w jak dużej sprzeczności ze sobą stoi para Człowiek/Pająk, sylwetka superbohatera mogłaby tylko urosnąć w oczach tych, którzy uważają Pajęczaka za kiepskiego herosa.

Warto zauważyć kilka innych plusów historii, którą zapoczątkował Straczynski. Sam fakt wprowadzenia na scenę Morluna zasługuje na duże uznanie. Ten wampiryczny łowca stanowi zbiór cech najlepszych villainów uniwersum. Z jednej strony siłą przerasta Hulka czy Thora, jest szybki, zwinny i niemal niepokonany, z drugiej - do niedawna nie był kojarzony z żadną nadnaturalną siłą kosmiczną. To nie Thanos, który jednym skinieniem dłoni może unicestwić większość bohaterów klasycznej 616. Morlun jest nieustępliwy, na dłuższą metę nieśmiertelny (biorąc pod uwagę, że trzykrotnie wracał z grobu w niewyjaśniony sposób - jak to zresztą wampierz) i potężny, ale da się go przechytrzyć, czego dowodem jest fakt, że Peter nadal żyje, chociaż... Może nie każda wersja Petera.



Widzicie, Morlun miał bowiem okazję zabić Parkera w wyjątkowo brutalny, bestialski sposób, katując go tak, że po zdjęciu maski nikt nie mógł nawet marzyć o poznaniu człowieka, który się pod nią krył. Kiedy jednak jakiś czas później chciał się pożywić na tym, co pozostało z Petera, okazało się, że chociaż Człowiek umarł... Pająk żyje nadal. I chociaż PP nie było w świecie żywych wyjątkowo krótko, nadal było to jedno z lepiej przeprowadzonych zmartwychwstań, które miałem okazję czytać w tego typu komiksach (a już z całą pewnością lepsze od tego, które zaproponowano w finale Superior Spider - Man). Czemu? Bo było dopasowane do historii. Mamy totem, mamy Prawdziwego Pająka, mamy dwoiste pary które wykluczają się i uzupełniają, co razem daje nam klimat quasi - religijnego ćwierć - mistycyzmu. Motyw przejścia (Człowiek umiera, rodzi się Pająk i na odwrót) stanowi bardzo dobre uzupełnienie całości.

Wyżej przytoczony przykład dowodzi więcej niż jednej rzeczy. W odniesieniu do filmów pokazuje, że rozrywka dla mas niekoniecznie musi być płytka (a przynajmniej nie na tyle płytka, co ostatnie filmowe produkcje ze świata Marvela). Wprowadzenie linii fabularnej podobnej do tej z komiksów Straczynskiego z pewnością nie odrzuciłoby potencjalnych widzów, wręcz przeciwnie - mogłoby zapełnić sale kinowe również tymi nieco bardziej ortodoksyjnymi planami. Dodatkowo, nakierowanie fabuły na Morluna i Ezekiela oraz teorię mówiącą o genezie powstania Człowieka  - Pająka umożliwiałoby pchnięcie historii na zupełnie nowe, zdecydowanie bardziej epickie tory, gdyż to właśnie za sprawą wyżej wspomnianego villaina Superior Spider - Man miał okazję ściągnąć do swojego świata kilkudziesięciu różnych Pajęczaków, którzy w nadchodzącym evencie wspólnie przeciwstawią się potężnemu Głównemu Złemu. Drugą rzeczą, na którą należy zwrócić uwagę czytając te kilka historii, w których pojawia się Morlun, jest fakt, że popularyzują one nieco zakurzone wśród odbiorców pojęcie totemizmu. Mówcie co chcecie, ale tego właśnie oczekuję od dobrego komiksu - przesłania. Nawet, jeśli jest to komiks superbohaterski, powinien on ze sobą nieść jakąś treść, co w tym przypadku zdecydowanie ma miejsce. Na tej płaszczyźnie story arc powiązany z totemizmem prezentuje się naprawdę dobrze. Wreszcie, co również stanowi dość interesujące zagadnienie, Amazing Spider - Man vol. 2, The Other oraz nadchodzące Spiderverse udowadniają, że można zmienić genezę herosa bez potrzeby restartowania całego uniwersum - co chyba wydaje się być niepojęte dla DC...