sobota, 31 maja 2014

Czy Tesla miał macki?

Kim tak naprawdę był Tesla? Ciężko jest to jednoznacznie stwierdzić, gdyż jego osoba zdążyła obrosnąć niesłychaną liczbą legend, mitów, niedomówień. Z całą pewnością był jednak geniuszem - i to jednym z tych, na których świat się nie poznał, czy może: poznał za późno. Nie jest tajemnicą, iż na takich odtrąconych, zagubionych tytanach intelektu poznają się dopiero kolejne pokolenia. Nie inaczej jest z Teslą - o jego popularności świadczy nie tylko niegasnące zainteresowanie jego dokonaniami ze strony naukowców, lecz również twórców kultury. 



Tesla to ojciec współczesnej technologii, budzący podziw głównie za jego dokonania w dziedzinie ujarzmienia energii elektrycznej. Twórca niezliczonej liczby fundamentalnych dla ludzkości XXI wieku wynalazków umysły twórców popkultury rozpalił najpewniej swoimi najbardziej ekscentrycznymi pomysłami - takimi jak chociażby rzekomo działające Promienie Śmierci, broń masowej zagłady, która miałaby zagwarantować światu pokój, czy perpetuum mobile. Po latach, które minęły od śmierci serbskiego uczonego, wystarczyłoby rozpisać kilka internetowych teorii spiskowych dotyczących jego osoby, by stworzyć pełnoprawne, elektryzujące dzieła fikcji. 

Zdarzyli się jednak pisarze, reżyserowie i artyści, którzy poszli krok dalej. 

O większości dzieł, które opisują Nicolę w zupełnie nowych (najczęściej fantastycznych) realiach można przeczytać na wikipedii - dział inspiracji jest tam na tyle rozbudowany, iż można go uznać za niemalże profesjonalny (biorąc pod uwagę możliwości wikipedystów). Zaniedbaniem byłoby jednak nie przytoczyć kilku przykładów, zanim nie przejdę do głównej atrakcji. 



Jednym z najciekawszych wizerunków Tesli w kulturze popularnej jest niewątpliwie jego wersja znana z filmu Prestiż, który opowiada historię dwóch iluzjonistów, walczących ze sobą o... No, w zasadzie wszystko. Kobiety, pieniądze, wpływy, dodaj/skreśl niepotrzebne. Zwrot akcji wieńczący to dzieło (wyjaśniający, a jakże, w jaki sposób swych tricków dokonywali genialni magicy) można uznać za jeden z lepszych w historii kina, tym bardziej, że w rozwiązanie zagadki ich iluzji zamieszany jest właśnie Tesla, zagrany przez... Davida Bowiego. Jeśli fakt, że w filmie oprócz wyżej wspomnianego wystąpili jeszcze Christian Bale, Hugh Jackman i My Cocaine nie przekona Was, drodzy Czytacze, do obejrzenia tego absolutnie przewspaniałego dzieła, to chyba nic tego nie zrobi! 

Okazuje się jednak, że wizerunek Tesli jest towarem eksportowym na tyle, iż postanowił po niego sięgnąć geniusz fantastyki polskiej, Jacek Dukaj. W swoim monumentalnym dziele Lód czyni z Tesli pierwszego fizyka Zimy, który na nowo opisuje prawa świata, który, no... Zamarzł. Nie dosłownie, rzecz jasna, mówiąc bardziej dosadnie: zamarzła w nim Historia. Ciężko jest mówić o dziełach Dukaja nie rozpisując się na tysiące słów, lub nie zdradzając ważnych szczegółów, pozwolę sobie jedynie zapewnić, iż serbski wynalazca pełni w książce fundamentalną rolę, a przy tym jest postacią opisaną logiczną i spójną, nie różniącą się wiele charakterem (na ile dziś można to stwierdzić, bazując na biografiach) od swojego oryginału. 

Czego jednak nie zdradza wikipedia, a do czego miałem szansę dotrzeć, pisząc mą nieszczęsną pracę licencjacką, to to, że inny odtrącony nowator miał okazję inspirować się Teslą, podobnie jak później ludzie inspirowali się nim samym. Mowa tu oczywiście o Lovecrafcie (dość często goszczącym, czy to w cytatach, czy odwołaniach na moim blogu). 

Samotnik z Providence, jak sugeruje Joshi w Biografi, kreuje jednego z avatarów Nyarlathotepa właśnie na wzór Tesli. Ta jedna konkretna maska istoty, która była niewolnikiem, posłańcem i duszą Zewnętrznych Bogów posiada wielkie podobieństwo do naukowca. Joshi, który owo podobieństwo zauważa, wydaje się nie być do końca przekonany podobną interpretacją, jednak zarówno Nyarlathotep przedstawiony w opowiadaniu, jak i serbski konstruktor, słynęli z zaskakujących, często przerażających pokazów. Tesla, który przepuszczał przez siebie prąd elektryczny, zdradzając przy tym zasady działania fizyki nieznane dla przeciętnego człowieka, budził lęk zupełnie podobny, co Nyarlathotep. I chociaż Lovecraft nie opisuje dokładnie jak wyglądały przedstawienia posłańca Bogów, opisuje wyraźnie złowieszczy nastrój który im towarzyszył. 

Co ważniejsze, Nyarlathotep podobnie jak Tesla jest postacią szalenie niejednoznaczną. Ten zmiennokształtny, interesujący się ludźmi byt, oparty o odwieczny motyw psotnika - szchraja - trickstera, wydaje się w sposób oczywisty nawiązywać do Nicoli, który swoimi wynalazkami (niekiedy przecież wyprzedzającymi epokę) chciał zbawiać świat, chociaż równie dobrze mógłby go zniszczyć. Dla krytyków nie jest jasna ostateczna symbolika kryjąca się za postacią Nyarlathotepa, jest dla nich niewiadomą postać, która tak odbiega od reszty istot wykreowanych przez umysł Cienia z Providence. Również dzieło Tesli, jak i jego sylwetkę, ciężko dzisiaj jednoznacznie ocenić: w zależności od nastawienia widząc w nim szaleńca, lub technologicznego mesjasza. 

Ciężko jest powiedzieć, czy Lovecraft faktycznie inspirował się Nicolą, pisząc postać Nyarlathotepa. Jeśli jednak faktycznie tak było, jest w tym fakcie sporo ironii. Oto bowiem odtrącony geniusz wykorzystuje w swoich utworach innego Wielkiego Przegranego, którego ludzie nie potrafili zrozumieć. A przecież dziś, lata po śmierci Lovecrafta, twórcy kultury popularnej w ten sam sposób wzorują się na osobie Samotnika z Providence, tworząc postacie oparte o jego biograficzną sylwetkę, przenosząc go w alternatywne realia, re - kreując na własne potrzeby. 

Ironia dziejów.