wtorek, 1 kwietnia 2014

Michał Ogórek, kultura i sznurek

Często przeglądam blogi kulturowe - nawet, jeśli rzadko je komentuję. Tych dobrych jest zdecydowanie mniej, niż tych kiepskich: i może stąd bierze się to wrażenie, że w kulturowej części blogosfery też wciąż widać te same gęby. Nie wiem jednak, skąd wziął się fakt, iż blogi poruszają głownie zagadnienia związane z kulturą popularną, a nie wysoką - najpewniej tym, że ta pierwsza jest zwyczajniej bliższa większości ludzi. Chyba właśnie wtedy, wiedziony wewnętrzną potrzebą, by iść pod prąd, postanowiłem napisać coś o kulturze możliwie najwyższej. 



Jak łatwo możecie się domyślić, wpis nigdy nie powstał. Głównym winowajcą byłem ja sam, tym mniejszym - teatr w moim pięknym mieście, którego darzę ogromną podejrzliwością od czasów, gdy miałem nieszczęście oglądać w nim sztukę nowoczesną. Moja próba obrona kultury wysokiej przed zapomnieniem przez ludzi młodych, w obliczu tak ogromnej popularności kultury niższej na blogu spełzła więc na niczym. 

Co jakiś czas myślałem o tym, czy by do mego wspaniałego pomysłu nie powrócić - zawsze jednak znajdowałem tematy lepsze, które pisało się łatwiej, a które nawiązywały bezpośrednio do mojego kręgu zainteresowań. Ostatecznie najpewniej zapomniałbym o moim zamiarze, gdyby nie ostatnie Drugie śniadanie mistrzów, które można było obejrzeć na stacji TVN w sobotę, a który w internecie można znaleźć tutaj.

Program prowadzony przez Marcina Mellera w moi odczuciu dosyć dobrze realizuje główne założenia telewizji śniadaniowej: porusza kilka różnych tematów z ostatniego czasu, zaprasza ciekawych rozmówców, a przy tym nawiązuje do kwestii kultury. Oglądało się go dosyć przyjemnie, przynajmniej do czasu wypowiedzi Michała Ogórka, dziennikarza, satyryka, krytyka filmowego. 

Michał Ogórek utwierdził mnie w przekonaniu, iż moja obawa o stan kultury wysokiej jest nieuzasadniona - najwyraźniej ma się ona całkiem nieźle, skoro dość dobrze znany krytyk na antenie popularnej telewizji stwierdza, iż tak naprawdę każdy film to film historyczny, gdyż opowiada on historię, która już się wydarzyła. No, może pomijając science fiction, ale sf jako gatunku pan Michał nie lubi, uważa za pomyłkę i nie sądzi, by podobny film czy literatura mogły czegokolwiek nauczyć. 

Pomijając kwestię tego, gdzie kończy się wyrażanie własnej opinii, a zaczyna ignorancja czy nierzetalne wywiązywanie się z obowiązków krytyka, jestem pewien, że pan Michał zaprezentował pogląd który z całą pewnością znalazłby całą rzeszę zwolenników - tych samych, którzy mieli czelność szydzić z Shelley czy Lovecrafta, a z których dziś śmieją się kolejne pokolenia literatów i czytaczy wychowanych na dziełach wyżej wymienionych. Ponadto, stwierdzając, że każdy film opowiada zaistniałą kiedyś historię, krytyk odmawia miana filmu dziełom nie tylko fantastycznym (bo przypuszczam, że właśnie o fantastykę, a nie o sf jako takie chodziło) ale i całemu segmentowi kina fikcji. A to naprawdę bardzo ciekawe i niewątpliwie nowatorskie podejście do zagadnienia, nawet, jak na krytyka. 

Okazuje się więc, że mimo upływu wielu lat, od kiedy krytycy pastwili się nad gigantami pokroju Poe'go, wciąż jeszcze trafiają się tacy, którzy nie wyciągają wniosków z błędów przeszłych pokoleń. To dobrze: umacniają pojęcie literatury (i całej kultury!) wysokiej w takim rozumieniu, w jakim opisał ją Joshi: "Lite­ra­tura “wyż­sza” musi zaj­mo­wać się pro­ble­ma­tyką ludz­kiej oso­bo­wo­ści i mię­dzy­ludz­kich sto­sun­ków, akcja tych utwo­rów osa­dzona jest zazwy­czaj w sce­ne­rii realistycznej."* Czyli rozumieniu skrajnie hermetycznym i ciasnym, stawiającym kulturę wysoką poza kręgiem zainteresowania osób młodych, zazdrośnie strzegąc dostępu do miana "pisarzy literatury wyższej" tym literatom, którzy ośmielili się popełnić zbrodnię wyjścia poza pewien ustalony schemat. 

Co najzabawniejsze, w dyskusji prowadzonej w studio pojawił się wątek powtarzalności pewnych postaw czy wydarzeń w historii. 

Na koniec, jednak nawiązując do kultury wysokiej, aby wreszcie uspokoić me sumienie i skołatane krytykancką opinią nerwy, wiersz niewątpliwie "wyższy", Tuwima: 

A w maju Zwykłem jeździć, szanowni panowie, 
Na przedniej platformie tramwaju! 
Miasto na wskroś mnie przeszywa! 
Co się tam dzieje w mej głowie: 
Pędy, zapędy, ognie, ogniwa, 
Wesoło w czubie i w piętach, 
A najweselej na skrętach! 
Na skrętach - koliście 
Zagarniam zachwytem ramienia, 
A drzewa w porywie natchnienia 
Szaleją wiosenną wonią, 
Z radości pęka pąkowie, 
Ulice na alarm dzwonią, 
Maju, maju! - - 
Tak to jadę na przedniej platformie tramwaju, 
Wielce szanowni panowie!...


* podebrane z www.hplovecraft.pl , w tłumaczeniu niezawodnego Mateusza Kopacza.