piątek, 29 listopada 2013

Rozgrywka niepoważna

Faktem stało się to, czego obawiałem się od ostatnich tygodni: nie mam już czasu. No, może nie do końca - ktoś spoglądający na moją sytuację z boku z pewnością stwierdziłby, iż to nie brak czasu jest problemem, a brak umiejętności właściwego nim zarządzania. Cóż, mówi się, że człowiek uczy się całe życie, więc pewnie na naukę gospodarowania czasem jeszcze przyjdzie pora. Na razie pocieszam się tym, że potrafię go marnotrawić, co w języku gracza przekłada się na to, iż grową rozrywkę potrafię upchnąć nawet w wolne dziesięć czy piętnaście minut. Jak to zrobić? To proste! 


W ostatnich latach rozwój technologii doprowadził do tego, że gry możemy odpalić z poziomu przeglądarki internetowej. Czasem są to zupełnie proste tytuły, czasem nieco bardziej skomplikowane produkcje, jednak i jedne i drugie działają najczęściej w oparciu o technologię flash. Wraz z rozwojem facebooka oraz smartfonów da się zauważyć również kolejną rewolucję, tym razem nie tyle technologiczną, co raczej społeczną. 



Twórcy zauważyli, że coraz większa ilość zadeklarowanych "graczy" to użytkownicy mikroprodukcji (takich jak facebookowe FarmVille, Last Stand czy SongPop), tj. gier dobrych na parę minut, przerwę w pracy, w skrócie: gier niezbyt wymagających i nie pochłaniających całego wolnego czasu. Według raportu przygotowanego przez NoNoobs, podobny procent osób deklaruje iż gra w gry na smartfonie oraz w przeglądarce internetowej, co na komputerze! Ciekawostką jest fakt, iż konsole nadal pozostają gdzieś w tyle. Mimo to do niedawna gry przeglądarkowe i flash kojarzone były z bylejakością, niskim standardem wykonania, a gracze "pełnoprawni" pogardzali nimi z uwagi na ich ograniczoną złożoność, teraz jednak zaczyna się to zmieniać. Wiadomo - popyt pociąga za sobą podaż i tak jest też w tym przypadku. Zainteresowanie zaowocowało nowymi, dobrymi tytułami, które można polecać nawet bardziej wymagającym zwolennikom elektronicznej rozgrywki.



Do znakomitych przykładów należy Kingdom Rush oraz Kingdom Rush: Frontiers. Pierwsza część gry oraz jej kontynuacja narobiły sporo szumu, na tyle dużo, by zrobiło się o nich naprawdę głośno. To chyba pierwszy raz, kiedy na własne oczy miałem okazję obserwować hype związany z grą flashową. Ludzie dosłownie nie mogli doczekać się wydania tytułu, który (w przypadku KR: Frontiers) najpierw ukazał się na iOSie, potem na Androidze, a dopiero następnie na stronie wydawcy, Armor Games. 


KR jest typowym przedstawicielem gier z lubianego gatunku tower defence. Ich idea jest naprawdę prosta, do zadania graczy należy bowiem to, by zabezpieczyć trasę natarcia wrogich wojska, stawiając wokół nich wieże strażnicze. Dodajcie do tego możliwość wystawienia na pole walki swojego bohatera, naprawdę spore możliwości rozwoju poszczególnych wież oraz piękną, rysunkową kreskę a wyjdzie wam, ni mniej, ni więcej, Kingdom Rush. Dużym plusem gry jest to, że przejście jednego poziomu nie zajmuje więcej niż 10 - 20 minut, oraz fakt, iż dostępna jest na kilka różnych platform (przeglądarka, ios, android i, uwaga, steam). 




Następnym tytułem, który warto rozważyć jako świetny środek czasobójczy, jest Card Hunter. Ta świetna gra przeglądarkowa to tak naprawdę gra - w - grze. Ochoczemu marnotrawcy czasu przyjdzie się w niej bowiem wcielić w rolę gracza, który wraz ze swoimi zamkniętymi w piwnicy przyjaciółmi, rozgrywa partię za partią w połączenie gry planszowej i rpg. Całość zabawy obejmuje oczywiście masę żartów z nerdów całego świata, oraz z samych gier tego typu. 

Card Hunter oferuje piekielnie grywalny model rozgrywki. Drużyna, składająca się z trzech wojaków, będzie w poszczególnych lochach walczyć z przeciwnikami w turowym modelu rozgrywki. Ekwipunek (który można zakupić w konkretnych lokacjach) odpowiada za talię kart, które można zagrywać w czasie pojedynków - to, jakiej karty użyjemy, definiuje czy rzucimy zaklęcie, zaatakujemy, czy może wycofamy się na z góry upatrzone pozycje. Warto dodać, ze Card Hunter to właśnie znakomity przykład z pozoru prostej gry, która udowadnia, że nawet niewielki tytuł potrafi sprawić, że gracz wytęży szare komórki. Sama zabawa i przechodzenie coraz to kolejnych etapów daje niesamowitą satysfakcję, szczególnie, że ich poziom trudności z levela na level wzrasta. Wisienką na torcie jest świetna grafika, która imituje grę planszową, znakomicie dopasowując się tym samym do klimatu gry. 



Ostatnim tytułem, który można polecić fanom "małych" gier jest Faster Then Light. No dobra, dobra, może nie jest to gra flash, ale to, iż niedługo światło dzienne ma ujrzeć port na iOSa gwarntuje pojawienie się gry również na Androidzie, co w moim mniemaniu przekłada się również na to, że tak naprawdę gdyby twórcy gry mieli ochotę, to daliby radę wypuścić ją również jako flashówkę czy grę przeglądarkową. 

FTL to tytuł indie, tak naprawdę pierwszy tytuł, który przekonał mnie do małych gier niezależnych. W produkcji przychodzi nam się wcielić w kapitana jednego ze statków kosmicznych (których to nowe modele będziemy mozolnie odblokowywać) którego cel jest prosty - przelecieć przez galaktykę, dotrzeć do bazy i sprać wrogą armię oraz Głównego Bossa. Przemierzając kilka systemów (w których znajduje się kilkanaście planet, jednak gracz posiada czas na odwiedzenie tylko nielicznych z nich - na plecach siedzi mu wroga flota, która jeśli dogoni statek, niemal zawsze gromi go na miazgę, szczególnie we wczesnych etapach, gdy nasza jednostka nie jest jeszcze odpowiednio wyekwipowana) będzie musiał tak dobrać odpowiednią załogę i elementy wyposażenia, by sobie z tym zadaniem poradzić. Nie jest to jednak łatwe, gra nie posiada możliwości rozpoczęcia rozgrywki od zapisu (przynajmniej nie w przypadku, w którym nasz statek uległ zniszczeniu) więc jeśli nie uda nam się przetrwać, cóż, pozostaje nam zacząć grę od początku. Mnogość przeróżnych taktyk, statków (każdym gra się zupełnie inaczej, przez wzgląd na jego specjalne umiejętności) i ras, które możemy wcielić do załogi, a także to, że planety i galaktyki są za każdym razem układane losowo (nigdy nie wiemy, czy będziemy mieli dostęp do dział, które w poprzedniej rozgrywce zakupiliśmy z łatwością) powoduje, że gra jest diablo grywalna, nawet po n - tej porażce.  Model walki, opierający się o tryb aktywnej pauzy, w czasie którego musimy zarządzać naszymi systemami obrony i ataku oraz załogą, sprawia, że gracz bardzo szybko poczuje się jak prawdziwy gwiezdny kapitan i nie spocznie do momentu, w którym wreszcie nie pokona Głównego Przeciwnika. Co, wierzcie lub nie, nawet na poziomie easy jest niezłym wyzwaniem. 

Gier takich jak podane powyżej jest naprawdę sporo. Cechuje je pewna prostota wykonania, która, co wiedzą ci, którzy zagrywali się w Pokemony czy Chrono Triggera, nie zawsze jest wadą. Należy podkreślić, że większość z tych tytułów jest tworzona przez ludzi z pasją, dostępna za grosze, w modelu freemium (za darmo, lecz z mikropłatnościami) czy nawet zupełnie za darmo, a mimo to oferują interesujące, często nowatorskie mechanizmy których w grach najwyższego formatu ostatnio brakuje. Co więcej, nadają się zarówno do krótkich, kilkuminutowych sesji, jak i dłuższych rozgrywek, co sprawia, że nie tylko każualowi gracze mogą postrzegać je jako realną alternatywę. Nie wierzycie? Sprawdźcie sami!