środa, 25 września 2013

Zostań piratem!

Proszę Cię, ściągnij sobie Gaimana, Kinga, Pratchetta. Kindle i inne czytniki oferują ogromne pole do popisu, odtwarzając pliki w niemalże wszystkich formatach, więc dlaczego nie? Strony takie jak chomikuj dadzą Ci dostęp do nieprzebranych bibliotek nielegalnych ebooków, a pisarz tylko na tym zyska. Nie ważne jest, czy jest już nazwiskiem znanym, czy dopiero zaczyna swoją przygodę z przelewaniem swych myśli na kartki papieru. Jeśli pisze dobrze (lub raczej: "jest poczytny") - piractwo zrobi swoje i obróci teoretyczną stratę w zysk. 


Swoją przygodę z piractwem zacząłem w wieku kilkunastu lat. Osiedlowa biblioteka nie zaopatrywała mnie w wystarczającą liczbę Kingów, Mastertonów i Lovecraftów, trzeba było więc znaleźć pomysł na to, jak rozwiązać ten problem. Z pomocą przyszła mi komórka (model 6230i, o przekątnej ekranu nie przekraczającej cala) oraz program pozwalający czytać pliki z rozszerzeniem .txt. Posługując się takim sprzętem przeczytałem, według moich obliczeń, sporo ponad setkę książek, w tym knigi liczące po tysiąc stron. 

Wpływ decyzji o czytaniu książki na takim "czytniku" na moje oczy? Koszmarny. Na wyobraźnię? Wspaniały. Na kieszeń autorów? Wysoki. 

Mówię tak dlatego, że czytam głównie właśnie tych poczytnych autorów. Takie nazwiska jak Gaiman i King tylko zyskują na piractwie - im więcej się o nich mówi, nawet w sieci, nawet na forach dla piratów - tym więcej zarabiają. W jednym z wywiadów Gaiman wypowiadał się na ten temat bardzo jasno, wyraźnie podkreślając, że na początku strasznie wkurzały go jego książki nielegalnie rzucone w sieć. A potem słupki sprzedaży zaczęły pokazywać gwałtowny wzrost. W miesiąc po małym eksperymencie, w którym pisarz wrzucił swoich Amerykańskich Bogów do sieci za darmo, odnotował trzykrotny wzrost sprzedaży. Czysty zysk, dla autora i dla pirata. 

Ostatnio czytałem, że osoby które więcej ściągają, więcej kupują. To akurat zależność, którą mogę potwierdzić na swoim własnym przykładzie. Pomysł na ten wpis powstał wczoraj, kiedy wyruszyłem na małą wyprawę po Doktora Sen. Jak się okazało, promocja w empiku zmusiła mnie (no, może to nie najlepsze słowo, ale jak dają mi trzecią książkę gratis to portfel sam mi się otwiera) do zakupienia innych pozycji. Już przy kasie zdałem sobie sprawę, że wcześniej je przecież czytałem. Tylko co z tego? Nie mieć Kosiarza, będąc fanem Świata Dysku, to ujma na honorze. Nie posiadać własnego egzemplarza Innych Pieśni, kiedy uważa się je za jedną z najlepszych książek w naszej rodzimej fantastyce, również zakrawa na kiepski żart. 

Tak to już jest z piractwem - gdybym nie przeczytał komiksu Mroczna Wieża po angielsku, ściągniętego jako skan, nie kupiłbym go po polsku. Nie kupiłbym też Sandmana, gdybym uprzednio nie przeczytał go w formie zdigitalizowanej. Jakość broni się sama i zauważają to duże firmy, takie jak HBO (szefowie stacji stwierdzili, że wysokie miejsce Gry o Tron na listach najczęściej ściąganych plików jest dla nich lepsze niż nagroda Emmy), czy, pozostając w temacie komiksów, Image Comics (która to strona od jakiegoś czasu wychodzi z założenia, że z zakupionym w ich sklepie komiksem możesz robić co chcesz, co przekłada się na brak dodatkowych zabezpieczeń). Również producenci gier coraz częściej odchodzą od restrykcyjnego ochraniania swoich plików (tu wystarczy wspomnieć o Wiedźminie 3, którego twórcy wychodzą z założenia, że jak ktoś będzie chciał ściągnąć, to i tak ściągnie), a z bełkotania o wpływie rynku wtórnego na spadek sprzedaży tytułów śmieją się już nawet nierozgarnięte rozwielitki. Ostatnie badania przeprowadzone przez Wspólne Centrum Badawcze Komisji Europejskich donoszą, że piractwo nie ma absolutnie żadnego wpływu negatywnego na sprzedaż muzyki. Przykłady się mnożą. 

Nie wiem, czy są jeszcze ludzie którzy twierdzą, że jakiekolwiek piractwo to jedynie kradzież, czyn który nie ma żadnych zalet, a jedynie wady. Mam nadzieję, że nie. Liczę również na to, że coraz więcej osób przestaje utożsamiać ściągnięty plik ze stratą na koncie jego autora, wynoszącą równowartość ceny spiraconego towaru. Ale nade wszystko chciałbym wierzyć w to, że pojawiające się coraz częściej wyniki badań, głosy rozsądku wśród autorów i gigantów świata kultury doprowadzą do zmian prawnych, które na nowo zdefiniują piractwo. Rozbudowywanie i unowocześnianie technologii streamowania danych, przechowywanie ich w chmurze - to wszystko zapewne wpłynie na fakt, że niedługo piractwo przestanie być opłacalne, zmiany gospodarcze (np. obniżenie podatku na ebooki) również powoli będą je eliminować. Za rok, dwa czy dwadzieścia wszyscy będziemy żyli w pięknym świecie, gdzie dobra kultury będą tanie (albo chociaż będą kosztować współmiernie do swojej jakości), ludzie szczęśliwi a piractwo zniknie jak zły sen, który nie do końca wiadomo kto śni, skoro sam proceder nie przynosi wyraźnych szkód.

A tymczasem nie zapomnijcie, że: