środa, 28 sierpnia 2013

Niebieski Brat Patrzy

O tym, że facebook handluje danymi mówi się już od dawna. W zasadzie wie o tym każdy - a przynajmniej tak sądziłem, zanim pomówiłem o tym z moimi znajomymi. Jak to jest, że mimo tego, iż jesteśmy okradani z naszej własnej prywatności, nikt specjalnie się tym nie przejmuje, a kont przerażonych inwigilacją użytkowników nie ubywa? 


Ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, że z kawałków informacji które udostępniłem na fb ktoś mógłby spokojnie złożyć spójną całość, konkretny obraz. To gdzie mieszkam, jaki mam numer komórki, tego typu sprawy. Kiepsko. Ale przecież o tym, że istnieje możliwość tego, że firma moje dane sprzeda, wiedziałem od dawna. Mimo wszystko, starałem się wypchnąć tę świadomość poza nawias postrzegania. Wczoraj zacząłem zastanawiać się nad tym, ilu ludzi robi tak samo. I, co chyba jeszcze ważniejsze, dlaczego. 

Bo, cholera jasna, przecież sporo osób czytało Rok 1984, prawda? Przerażające jest to, że w XXI wieku książka wciąż traktowana jest raczej jako fikcja naukowa, niż przestroga. Może trochę w tym czarnowidztwa, ale sami musicie przyznać, że próby przeforsowania takich papierków jak ACTA czy SOPA o czymś świadczą. A przecież nikt nie chciałby żyć w orwellowskiej rzeczywistości. 

Przykładem tego, jak daleko idące konsekwencje może mieć inwigilacja naszego internetowego życia przez władzę, jest historia Justina Cartera. Chłopak popełnił błąd, w idiotyczny sposób żartując na facebooku - napisał, że planuje wystrzelać przedszkole, tuż po tym, jak ktoś z jego znajomych oznajmił na jego tablicy, że prawdziwy z niego wariat. Problem tkwi w tym, że dla każdego, kto przeczytał uważnie całą treść rozmowy, sprawa jest jasna, tzn. zamyka się w nawiasach tego, co uznajemy za żart, tym bardziej, że Carter dopisał do komentarza jakieś bzdurne "lol" i "jk" (just kidding- tylko żartuję). W tym konkretnym przypadku sprawa wyszła na jaw przez nadgorliwość jakiejś Kanadyjki, która zobaczyła wpis na tablicy Justina. Co więcej, sprawdziła adres zamieszkania chłopaka, wyszukała okoliczne szkoły i doszła do tego, że nasz prawie -morderca mieszka nieopodal jednej z nich, w związku z czym kobieta uznała za stosowne poinformować władze. 

To co stało się później można zwalić na amerykańców - uznając, że mają spieprzone prawo, żyją w państwie w którym rok w rok jakieś dzieciaki strzelają do siebie w szkołach, a karabiny myśliwskie dodawane są w gratisie do zakupionych aut czy domów. Ale z drugiej strony, nie możemy ignorować kierunku, w którym zmierzamy- parę lat temu nikomu nie przyszłoby do głowy aresztować kogoś z powodu takiego wpisu, a to właśnie zrobiła amerykańska policja. Dzisiaj 19-latkowi grozi dziesięć lat więzienia, pomimo tego, że w jego domu nie znaleziono broni, planów ani niczego, co wskazywałoby na to, że faktycznie myślał o popełnieniu zbrodni.

Jednak podglądanie naszego ruchu w internecie przez rząd to jedno, a sprzedawanie informacji prywatnym firmom - drugie. To pierwsze można jakoś uzasadnić, podobnie jak łatwo uzasadnić fakt, że policja postanowiła sprawdzić, na ile groźby Justina są prawdą. Jednak dla sytuacji, w której prywatni przedsiębiorcy mogą kupić nasze dane ciężko jest znaleźć podobne usprawiedliwienia. 

Mimo to, fb kwitnie. Szybki dostęp do informacji, prędkości jej przepływu, prostota kontaktu z dużymi grupami ludzi - wszystko to sprawia, że z serwisu ciężko jest zrezygnować. Zresztą, informacje nagromadzone na serwerach nie znikną w momencie usunięcia naszego konta.  Dlatego większość osób nawet nie myśli o pozbywaniu się facebooka, gdyż na pierwszy rzut oka zalety przerastają wady tego portalu. Łatwiej jest zatem machnąć ręką na całą tę sprawę i wrzucić na tablicę informację o kolejnym pogwałceniu praw i wolności obywatela przez TTIP, następcę ACTA, niż przypomnieć sobie o tym, że to kropla drąży skałę i za moment kolejne giganty takie jak google mogą zacząć handlować naszą prywatnością...