czwartek, 18 czerwca 2015

Sense8 - ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi

Ciężko jest napisać odkrywczy lead do recenzji serialu, o którym w zasadzie wszyscy wiedzą wszystko jeszcze nim zaczną go oglądać. Nazwisko Wachowskich oraz renoma Netflixa sprawiły, iż od samego momentu zapowiedzi gwiazda Sense8 świeciła jasno na firmamencie serialowej branży. Nie mogłem oprzeć się jej hipnotyzującemu blaskowi - dlatego też zachęcony sukcesem Daredevila postanowiłem przyjrzeć się bliżej najnowszemu dziecku platformy, która wydała na świat House of Cards. Pech chciał, że w momencie wypuszczenia Sense8 znajdowałem się w trakcie sesji egzaminacyjnej, dlatego przytłoczony nawałem obowiązków zmuszony byłem obejrzeć produkcję w dwa dni.
 
Sense8 to serial będący połączeniem trzech znaczących sił - reżyserii Wachowskich, scenariusza Straczynskiego (we współpracy z wyżej wspomnianymi) oraz produkcji Netflixa. Zapowiadał się więc jako kolejna superprodukcja, która z miejsca podbije serca fanów na całym świecie, ugruntowując pozycję amerykańskiej platformy na rynku seriali. Między Przedwiecznymi a prawdą, nieskomplikowana fabuła serialu mogła przyczynić się do jego sukcesu: w historii przedstawionej w obrazie osiem nieznanych sobie osób z całego świata zostaje połączona niezwykłą siecią telepatyczno-empatyczną, co rzecz jasna nie w smak jest Groźnej, Acz Tajnej Organizacji, która nie ma zamiaru dać spokojnie żyć bohaterom, najpewniej tylko dlatego, że są "inni". Ten prosty pomysł otwierał przed Sense8 mnogość możliwości - tak kameralne wykorzystanie motywu fantastycznego nie obciążało produkcji kosztami CGI, w związku z czym pieniądze mogły pójść w zdjęcia i scenografię, a założenie, iż serial opierać się ma o relacje, a nie wartką akcje, obiecywało produkcję ambitną i dojrzałą.



Mam sporo szacunku do rodzeństwa Wachowskich - po ludziach, którzy wypuścili na świat pierwszego Matrixa spodziewam się nieodmiennie wiele. Jestem jednak realistą i dlatego z pewną przykrością obserwuję ich spadek formy; o ile bowiem jako duet reżyserów sprawdzają się nieźle, o tyle jako scenarzyści zawodzą na całej linii, czego dowodem może być chociażby Jupiter Ascending - film tak słaby, iż żal mi miejsca nawet na to, by przywoływać go tu jako przykład. Z drugiej jednak strony współpraca ich ze Straczyńskim (którego niezbyt dobrze znam z produkcji filmowych, za to doskonale z komiksów, w których wielokrotnie udowadniał swój doskonały warsztat pisarski, jak chociażby w Rising Stars) napawała mnie pewnym optymizmem.

Mimo to, oglądając pierwsze odcinki serialu miałem uczucie, iż coś na linii współpracy Straczyński - Wachowscy poszło bardzo, ale to bardzo nie tak. Serial otwiera scena stanowiąca podstawy całej historii - w opuszczonym, zrujnowanym budynku na przedmieściach wyraźnie zastraszona kobieta ukrywa się przed tajemniczymi prześladowcami. Karty zostają wyłożone na stół w pierwszych minutach, więc nie będzie zbytnim spoilerem napisać, iż kontaktuje się ona z dwoma mężczyznami za pomocą telepatii - z czego żaden z nich nie widzi drugiego, co daje pewne informacje na temat niezwykłych umiejętności, które staną się przedmiotem kłopotów głównych bohaterów. Kobieta ostatecznie naznacza ósemkę nowych Sense8'ów, a odnaleziona przez ścigającego ją prześladowcę (tym razem w fizycznej postaci) - popełnia samobójstwo.

Wszystko, co zajdzie później, jest następstwem wyżej opisanego zdarzenia. Mówiąc jednak najzupełniej szczerze, główna oś fabuły jest rozwinięta tak słabo, iż w zasadzie cała geneza mocy bohaterów mogłaby pozostać dla widza nieznana i nic by on na tym nie stracił. Owszem, każdego z bohaterów dotyka zmiana - część stara się rozwikłać zagadkę tajemniczej kobiety, inni pojąć naturę zmian która zaszła. Ale nawet wtedy, kiedy na ich drodze staje Tajemnicza, acz Groźna Organizacja, nawet kiedy kontaktuje się z nimi mężczyzna, który wydawał się pomagać wcześniej opisanej kobiecie - nie jest to najważniejsza część fabuły serialu. Jasne, od samego początku nikt z jego twórców nie wydaje się nawet udawać, że będzie inaczej: dlatego ciężko uznać za wadę produkcji to, iż tempo rozwoju głównej osi fabuły jest więcej, niż żółwie, a całemu sezonowi brakuje rozsądnego rozwinięcia i zakończenia. To, co dla jednej osoby jest powolne, dla drugiej może być nastrojowe. Mimo to zastanawiając się nad tym, jak scenarzyści poprowadzili historię, na myśl przychodziły mi średnio pochlebne porównania do procedurali, które z odcinka na odcinek zaledwie nieznacznie popychają akcję do przodu, rozwlekając w tasiemcową, wielosezonową opowieść to, co można było zamknąć w o wiele krótszej formie.

Nie oznacza to jednak, iż serial jest nudny sam w sobie. Tak naprawdę historia każdego z bohaterów dostarcza dostatecznie dużo przeżyć, by o znużeniu nie mogło być mowy. Co najciekawsze, są oni interesujący nie tylko sami w sobie, ale również jako elementy sieci komunikacyjnej, którą stworzą. Twórcy świadomie wybrali sobie diametralnie różnych bohaterów, których poglądy na życie, uwarunkowania kulturowe, czy wreszcie orientacja seksualna będą znacząco się od siebie różnić. Mamy więc wśród naszych Sense8'ów klasycznie twardego policjanta, niemieckiego gangstera (balansującego na cienkiej granicy pomiędzy charyzmatycznym dupkiem, a zwykłym socjopatą), transseklualną aktywistkę, hiszpańskiego aktora filmów akcji (który, jak się szybko okazuje, jest w skrytości swej sypialnianej alkowy gejem), japońską buisnesswoman, czarnoskórego kierowcę autobusów z kraju trzeciego świta, żyjącą na krawędzi dj'kę oraz panią naukowiec z Indii.

Faktem jest, iż twórcy skupili się na swoich postaciach, tworząc bohaterów z krwi i kości. Aktorzy wcielający się w ich role wykonali kawal doskonałej roboty: oglądanie każdego z bohaterów to w zasadzie czysta przyjemność, gdyż są oni bardzo wyraziści (chociaż nie zawsze wiarygodni, o czym za moment). Ich interakcje, toczące się przecież w tak różnych miejscach świata, potrafią faktycznie zainteresować widza: zderzają się w nich zupełnie różne kultury, co widać na przykładzie wielu sytuacji (kiedy np. Kala bierze Wolfganga za demona, mającego na celu odciągnąć ją od ołtarza). Sam pomysł na przedstawienie możliwości Sense8'ów również nie zawodzi. Potrafią oni wizualizować się osobie na drugi końcu globu, przesyłać jej swe uczucia, rozmawiać mimo barier językowych, wreszcie - przejmować ciało w nieinwazyjny sposób, by np. udzielić druhowi w potrzebie umiejętności, których sam nie posiada, przy czym z samego początku czynią to wszystko nieświadomie. O solidnym opracowaniu tematu świadczy to, że Wachowscy i Straczyński zwrócili uwagę na to, jak bardzo problematyczne mogą być te umiejętności - dlatego też wielokrotnie Sense8'ci przyłapywani są na mówieniu do siebie, czy... całowaniu powietrza, co często ma swoje konsekwencje. Sceny, w którym Sense8'ci porozumiewają się ze sobą zostały przedstawione w serialu naprawdę interesująco, jak np. kiedy doskonale radząca sobie w walce Sun przejmowała ciało Capheusa, by pomóc mu w starciu ze złodziejami, czy kiedy Wolfgang i Lito omawiali sytuację bez wyjścia, w której znalazł się ten pierwszy, przyglądając się jej spokojnie z boku, spoza ciała niemieckiego gangstera. Tego typu sceny dopełniają całości, udowadniają, iż Sense8'ci naprawdę wyróżniają się na tle innych ludzi. Pytanie tylko, czy twórcy poradzą sobie z całym "systemem" mocy, który stworzyli. Po pierwszym sezonie narzuca się bowiem wiele pytań, które pozostają bez odpowiedzi: czy skoro Lito i Wolfgang mogli rozmawiać w trakcie dość trudnej sytuacji, gdzie czas miał spore znaczenie, można uznać, iż ich moce mogą obchodzić ograniczenia czasu, a wymiana zdań za pomocą myśli odbywa się z prędkością dalece przekraczająca możliwości standardowej mowy? Co z możliwością przejmowania ciała - skoro mogą oddziaływać na siebie, czy mogą i na innych ludzi? Wreszcie, czy możliwe jest przejęcie ciała innego Sense8'ta na siłę?

Mnożące się pytania z zakresu działania mocy bohaterów, jej genezy, czy tożsamości ścigających ich prześladowców nie są jednak sprawą kluczową - spójność świata przedstawionego w pierwszym sezonie jest dość duża, by w tym przypadku dać twórcom kredyt zaufania. Nie znajduję w sobie jednak na tyle dużo dobrej woli, by udzielić go Wachowskim w innym zakresie - a mowa tu o... seksualności bohaterów. Sam pomysł przemieszania grupy z mniejszościami seksualnymi jest oczywiście nawet nie tyle bardzo dobry, co wręcz konieczny - zróżnicowane orientacje seksualne w połączeniu z umiejętnościami bohaterów dają ogromne pole do popisu zręcznemu scenarzyście. Problem tkwi w tym, iż potencjał tej idei został w Sense8 niewykorzystany. Co gorsza, większa część pierwszego sezonu poświęcona jest właśnie dwójce bohaterów, którzy stanowią mniejszości - co budzi podejrzenia, iż serial jest pewnego rodzaju manifestem Lany Wachowski (która sama zmieniła przecież płeć). Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, iż jest to manifest źle zrealizowany. 


Użytkownicy filmweba i dziesiątek innych forów zgodnie okrzyknęli serial przykładem produkcji promującej tolerancję, dochodząc przy tym do prostego (choć oczywiście nieprawdziwego) wniosku charakterystycznego dla co bardziej krzykliwych użytkowników podobnych stron: jeśli komuś serial się nie podoba, musi być homofobem. Sedno sprawy tkwi jednak w tym, iż po wnikliwej analizie serial w kwestii mniejszości seksualnych popada w bardzo niepoważne tony - i nie mówię tu tylko o kliszach, których jest tutaj mnóstwo. Przykłady się mnożą: Nomi/Michael, której wątek stanowi jeden z głównych w serialu, opowiada w dużej mierze o odrzuceniu i niezrozumieniu osób transseksualnych przez społeczeństwo i rodzinę. Szkoda tylko, że historię owego odrzucenia zobrazowano w formie wielokrotnie odgrzewanego kotleta. Ile razy widziało się już szalonych naukowców oraz rodzinę, która w myśl propagowania źle rozumianej normalności chętnie podda dziecko lobotomii? Jasnym jest, iż podobny temat można zobrazować lepiej, w szczególności, jeśli poświęca się mu tyle czasu ekranowego, ile Wachowscy poświęcili postaci Nomi. Nieco lepiej przedstawia się sprawa Lito, którego rozterki (brak zdecydowania i strach przed ujawnieniem swojej orientacji seksualnej) są autentycznie zajmujące - w tym przypadku martwi jednak to, iż Lito staje się bardzo szybko postacią-błaznem i nie mogę pozbyć się myśli, że stało się tak właśnie przez wzgląd na fakt, iż jest bohaterem opartym o krzywdzące homoseksualistów stereotypy: jest uczuciowy do stopnia, który czyni go śmiesznym. Ciekaw jestem, jak obrońcy serialu (powołujący się na jego tolerancyjny wydźwięk) analizują sytuację, w której żaden z bohaterów oprócz Lito nie odczuł skutków miesiączki Sun. Uczucia, które dusiła w sobie wtedy kobieta przeniosły się jedynie na Rodrigueza, znajdując ujście w kilku zabawnych scenach, gdy wybucha płaczem z błahych powodów czy wpada w histerię z powodu korków. Nic podobnego nie przytrafiło się poważnemu, przerysowanemu gliniarzowi, czy niemieckiemu gangsterowi, bo przecież ośmieszenie tego typu postaci kompletnie nie pasowało do scenariusza... 


Na wyżyny braku konsekwencji twórcy wspinają się jednak w innej scenie. Serial, jak można się domyślić, nie ucieka od scen zbliżeń seksualnych; świetnym tego przykładem jest moment, w którym pomiędzy naszymi bohaterami dochodzi do niecodziennej orgii, dziejącej się w ich głowach (przez co, wbrew pozorom, wcale nie mniej prawdziwej!). Do sytuacji dochodzi w momencie, kiedy część z bohaterów faktycznie uprawia fizyczny seks - ich uczucia i żądza promieniują na innych Sense8'tów, co łączy ich w pewien rodzaj pół - wirtualnego stosunku. Nieszczególnie dziwi mnie fakt, iż heteroseksualni bohaterowie nie mają nic przeciwko orgii z udziałem homoseksualistów, ani też że tym drugim nie przeszkadzają biorące w tym wszystkim udział kobiety; można przecież z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że poprzez sieć telepatii która łączy bohaterów, tak naprawdę wszyscy stają się panseksualni, ich orientacje seksualne na moment nakładają się na siebie, czego wynikiem jest cała dość dosadnie ukazana scena. Jednak w chwilę potem emocje opadają, a znaczenie sieci znika - hetero znów staje się hetero, a homo - homo. Jak odbija się na ich psychice fakt, iż zaprzeczyli jednej z najbardziej fundamentalnych części swojej natury? Nijak. Z ust bohaterów nie pada żaden komentarz. Żadnych przemyśleń. Żadnych problemów. Żadnej traumy. Kilka odcinków później odniesienie do całej sceny pojawia się, kiedy Lito żartuje z całej sytuacji. 

Kolejną znaczącą wadą Sense8 jest zmanierowanie Wachowskich. Serial powtarza błędy Atlasu Chmur, w którym postaci często mówiły nie tyle dialogami, co podniosłymi sentencjami. Podobnie sprawa ma się i tutaj: niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z ulicznikiem trzeciego świata, czy złodziejem, widz może być pewny tego, iż w kluczowym momencie usłyszy z ust jednego i drugiego morał, którego nie powstydziłby się Paulo Coelho. W połączeniu z raczej niespieszną akcją serialu tego typu życiowe mądrości wygłaszane przez postacie, z których charakteru nie wynika jakieś szczególne zamiłowanie do ich prawienia, wpływają na odbiór całości - o ile na samym początku wywołują jedynie irytację, o tyle na koniec sezonu są zwyczajnie męczące. 

Sense8 to serial, którego jednoznaczna ocena jest, w świetle wyżej przytoczonych argumentów, niezwykle trudna. Z jednej strony urzeka rozmachem, z jakim prezentuje różne zakątki świata, cieszy dobrymi aktorami i wyrazistymi postaciami, oraz czaruje kameralnością, z jaką podchodzi do motywów science - fiction. Z drugiej okazuje się być produkcją przemetaforyzowaną, pozbawioną faktycznej głębi oraz głównej linii fabularnej, straszy niekonsekwencją w działaniach postaci i brakiem ich psychologicznej wiarygodności, która wydaje się być podyktowana chęcią stworzenia serialu - manifestu. Sense8 to produkcja, której nie można z czystym sercem polecić komuś, kto posiada serialowe braki: tego typu osoby znajdą zdecydowanie lepsze tytuły, którymi zapełnią czas. Ciężko również reklamować go tym, którzy po obejrzeniu innych produkcji wiedzą już, co stanowi cnotę, a co grzech seriali - ci zbyt szybko wyłapią problemy Sense8 i odejdą od niego rozczarowani. Wydaje mi się jednak, że najnowsze dziecko Netflixa - chociaż moim zdaniem najmniej udane w porównaniu z rodzeństwem - znajdzie sobie licznych amatorów, szczególnie wśród osób, które podobne tytuły oglądają jedynie dla rozrywki, nie wgłębiając się przy tym w psychologię postaci czy konstrukcję fabuły.