sobota, 28 lutego 2015

Evolution: Battle for Utopia

Jeszcze do niedawna nie traktowałem komórki jako platformy do grania. Fakt, że jakiś czas temu zmieniłem telefon na taki, który mógłby sobie z co ciekawszymi tytułami poradzić, niczego w tej sprawie nie zmienił - dalej pogrywałem w pozycje przeznaczone dla każuali, nie wymagające większego zaangażowania, nie absorbujące do reszty i nie pochłaniające ogromnych ilości czasu. O zmianie nawyku zadecydował przypadek: kilka nietrafnych wyborów Google Markecie i... Tak powstał pomysł na cykl, który opowie o nieszczególnie znanych i nie najłatwiejszych tytułach dostępnych na komórki, które gwarantują jednak zaskakująco wysoki poziom rozrywki. Na początek: Evolution!


Evolution: Battle for Utopia jest tytułem, który stawia na rozgrywkę single - player, a co za tym idzie: próbuje opowiedzieć konkretną, poukładaną historię. W niedalekiej przyszłości naukowcy odkryli niesamowicie wydajne źródło energii, które pozwoliło na eksplorację kosmosu. Ziemianie pozakładali kolonie w całej galaktyce i wydawało się, iż ludzkość wkroczyła w Złotą Erę swojego rozwoju. Wszystko zostało przekreślone przez plagę, która dotknęła rodzimą planetę. W jej wyniku ludzkość zaczęła uciekać w kierunku kolonii, między innymi na Utopię, której "gubernatorem" został multimilioner i geniusz, wynalazca sztucznej inteligencji (noszącej wdzięczną nazwę Dominion), Adam Cruise. Cruise ani myślał otwierać bramy swego miasta - państwa przed hołotą z Ziemi, ale też i nie spodziewał się zbrojnej odpowiedzi za strony przybyłego wraz z Ziemianami Generała Kubrova. Jak łatwo się domyślić doszło do wojny, którą Cruise przegrał, a że nie był w ciemię bity, zadecydował, że miasto, skoro nie będzie jego, nie będzie nikogo. Zlecił Dominionowi (o ile w ogóle się ten wyraz odmienia) przepalenie rdzenia energetycznego Green City, w wyniku czego nastąpiła eksplozja, w porównaniu z którą ta atomowa, to mrugnięcie iskierki. Tej z popielnika. 

Jakiś czas później sytuacja na Ziemi została opanowana - w związku ze straconym z koloniami kontaktem, na Utopię posłana zostaje ekspedycja, która znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Tutaj właśnie sprawę w swe ręce bierze Gracz, którzy zostaje przywódcą drugiej ekspedycji. Brawurowo zestrzelony z nieba przez nieznanego wroga, będzie musiał dostosować się do życia na planecie, która dawno przestała być rajem, a stała smutnym, szarym limbo postapokalipsy, którym rządzą mutanci, gangi i pozostałości po Dominionie. 

Jak można się łatwo zorientować, to nie strona fabularna jest tym, co przyciąga do produkcji. To, co sprawia, że jest to pozycja godna rozważenia, to rozwiązania mechaniczne, których wykonanie stoi na wysokim poziomie. Najłatwiej byłoby powiedzieć, iż gra ta została doskonale i wielokrotnie przemyślana. Jak przekłada się to na język gry? 

W sposób niewiarygodnie łatwy. Gracz ma na celu rozbudowanie swojej bazy - sprawa początkowo jest prosta: zbudować kopalnie podstawowych surowców, oraz budynki do reaserchu nowych technologii i wdrażania ich w życie. Żeby odblokować nowe technologie, zdobyć nowe kopalnie oraz pchnąć fabułę do przodu, należy zwiedzać kolejne sektory, które roją się od wrogów - pokonywanie ich da nam niewielkie ilości podstawowego surowca  oraz experience points'y, dzięki którym nasz bohater będzie rósł w siłę (głównie za sprawą zwiększonej ilości punktów życia, oraz możliwości rozbudowy kopalni na wyższe poziomy). Żeby zdobywać większą liczbę surowców gracz będzie mógł brać udział w misjach (które restartują się co 30 minut), a które polegają na zabijaniu wrogów, zapamiętywanie prostych (no, czasem średnio - prostych) kodów, czy rozgrywania kilku rodzajów minigier (między innymi łączenie ze sobą punktów na planszy w takich sposób, by łączące je linie nie przecinały się, czy pogoń za pająkiem w stylu znanym z androidowskich gier typu runner). Może również zdobywać punkty rankingowe atakując innych graczy: w zamian za to będzie zdobywać coraz więcej surowców w misjach. Istnieją również misje specjalne (na wzór instancji) które pozwalają na zdobywanie punktów, za które można wykupić potem nowe budynki czy technologie, a które najczęściej polegają na pozbyciu się kilku czy kilkunastu fal przeciwników.

Brzmi prosto - diabeł tkwi jednak w szczegółach.

Jest to bowiem jedna z niewielu gier na komórkę, które sprawiają, że odrywanie się od ekranu nie jest konieczne. Nie istnieje tutaj żaden system powolnie przyrastającej energii, którą trzeba wykorzystywać na ataki, a który w grach tego typu blokuje naszą swobodę - jedynie system regeneracji HP bohatera, który jednak można przyspieszyć, rozwijając odpowiednie badania. Same budynki stawia się raczej szybko (to kwestia, w najgorszym razie godzin, a nie dni, przynajmniej na tym etapie gry, na którym się znajduję), a podstawowe, najbardziej potrzebne akcesoria (takie jak granaty, amunicja czy apteczki) wytwarza się w kilka do kilkudziesięciu sekund. Sprawia to, że w grze najzwyczajniej w świecie zawsze jest co robić - walczymy, uzupełniamy zapasy, wykonujemy misję z minizagadkami, czekając aż nasz bohater zregeneruje swoje siły (znów: trwa to raczej kilka - kilkanaście minut, a nie kilka godzin), potem znowu walczymy, zbieramy surowce, rozwijamy budynki i... Tak w kółko.

Mimo to, gra nie staje się monotonna: zawdzięcza to ciekawemu systemowi walki, który - chociaż prosty w założeniach - jest dość trudny do opanowania. Walka toczy się zawsze z maksymalnie trójką przeciwników na raz: nasz bohater (oraz maksymalnie jeden pomocnik, którzy różnią się między sobą rodzajami używanych broni, szybkostrzelnością i dodatkowym życiem, w które wyposażają bohatera) ma za zadanie pozbijać ich wszystkich. Gracz może wybierać, którego przeciwnika atakuje (warto zaznaczyć, iż ten sam cel wybiera nasz pomagier) - przeciwnik znajdujący się za tarczą jest jednak niemożliwy do trafienia. Dodatkowo, część przeciwników ciska granatami (które trzeba przechwytywać w locie), część korzysta z broni bardzo ciężkiego kalibru (gracz chować się może za tarczą, np. kiedy przeładowuje broń, ale nie niweluje ona całości obrażeń), a część... Skraca dystans. Ataki wrogów, którzy podejdą za blisko naszego bohatera są niezwykle śmiercionośne, dlatego wrogów których znacznik (jarząca się na zielono strzałka) sugeruje, iż chcą wykonać ruch, należy pozbywać się jak najszybciej. Podstawą walki - która toczy się przecież w czasie rzeczywistym - jest umiejętność szybkiego decydowania o tym, którego wroga atakować najpierw, kiedy chować się za tarczą (ataki wrogów również są bowiem sygnalizowane), a kiedy używać umiejętności czy gadżetów. Warto dodać, iż często jest tak, że walczymy np. z 10 wrogami - to, że jest ich trójka na planszy niewiele zmienia, skoro jedną trójkę zastąpi następna i następna... Z pomocą przychodzą graczowi specjalne bronie i umiejętności. Do tych pierwszych (karabiny szturmowe, ckmy i shotguny) brakuje jednak amunicji, a tych drugich należy używać z umiarem - tryb snajperski, którego możemy użyć, albo psionika, którą odblokowujemy później, posiadają osobne cooldowny, przez które nie możemy używać ich ciągle. Podobnie sprawa ma się z apteczkami, czy granatami - w wacle możemy ich użyć jedynie raz na jakiś czas.
Evolution można zaliczyć do gatunku gier hardcorowych głównie przez wzgląd na swój poziom trudności, oraz fakt, iż naprawdę wymaga ona taktycznego podejścia. Wrogów ciężkoopancerzonych należy bowiem eliminować bronią kwasową albo energetyczną, mutantów najłatwiej razić amunicją zapalającą, w związku z tym taktyka zmienia się w zależności od przeciwnika, których nie brakuje - im dalej w las, tym więcej nowych, unikalnych wrogów pojawia się w grze - część atakuje z bliska, część z oddali, część wspiera innych, część ich leczy - wymieniać można by długo. 

Jedynym problemem może być liczba transakcji premium, które atakują gracza z każdej strony. Ciężko powiedzieć, jak gra wygląda w endgamie, ale biorąc pod uwagę to, iż walutę premium można uzyskiwać w grze na wiele różnych sposobów, nie wydaje się to być wielkim problemem. Również fakt, iż pvp ma tak naprawdę raczej marginalny wpływ na całą rozgrywkę sugeruje, że premium to tak naprawdę dodatek, a sam tytuł to raczej faktyczne free to play, niż pay to win. Jakkolwiek by nie było, Battle for Utopia to gra komórkowa której warto poświęcić kilka chwil - z uwagi na dość interesującą historię, oraz świetne rozwiązania mechaniczne.