środa, 26 listopada 2014

Skup się na jednym, czyli na czym (tylko) pisać

Wszystko zaczyna się od zaparzenia kawy, ewentualnie herbaty. Do tego dochodzi pierwszy głód, który trzeba zagłuszyć cukrem - więc ciastko ląduje na talerzyku, a talerzyk na biurku. Potem otwieram arkusz bloggera, klikam na tworzenie nowego posta i wpatruję się w niezbrukaną biel, która w ciągu kolejnych dwóch godzin powinna zaczernić się treścią. Dwóch godzin, bo taki stawiam sobie deadline, żeby zabić lenistwo i oszukać siebie, że umiem coś zrobić na czas. Ale przecież nie pisze się wsłuchanym w ciszę, więc jeszcze muzyka, którą trzeba ułożyć, może jeszcze sprawdzić fb, odpisać na maila, a w międzyczasie, dla rozgrzewki, zagrać szybką partię w tę czy inną mobę...



Sprytny Czytacz domyśli się do tej pory o czym traktować będzie ten tekst (nie, żeby sugerował to tytuł). Tak, tak, chodzi o szczególny problem, z którym borykają się wszyscy, którym brak odpowiedniego samozaparcia, a którzy mimo to próbują wydajnie pisać - problem ze skupieniem uwagi na jednym zadaniu. Sądzę, że w mniejszym lub większym stopniu dopada on każdego, kto przygotowuje się do napisania tekstu dłuższego niż strona A4. I chociaż ciężką pracą da się w sobie wyrobić każdy nawyk - w końcu człowiek to zupełnie sprytne zwierzę, które uczy się sztuczek szybciej niż pies - ja postanowiłem poszukać drogi nakoło i rozejrzeć się za narzędziem, które umożliwi mi skupienie się tylko i wyłącznie na jednym zagadnieniu: pisaniu.

To nie będzie spójny tekst

Jakoś na naste urodziny dostałem maszynę do pisania. Ktoś, kto w tym wieku otrzymuje podobne narzędzie ma przed sobą tylko dwa wybory: zostać grafomanem albo blogerem. Z dwojga złego wybrałem to drugie, chociaż po jakimś czasie okazało się, że wbrew pozorom nie były to wzajemnie wykluczające się opcje.

Pomimo, że nie mogę powiedzieć, bym w tamtych latach w jakikolwiek sposób szkolił swój warsztat, eksperymentowanie z maszyną nauczyło mnie jednej rzeczy - im prostsze narzędzie, tym łatwiej się pisze. Brak dostępu do internetu, rozbijających skupienie aplikacji i multizadaniowości którą gwarantuje pecet, działa zbawiennie na tempo pracy. Mimo to maszyny do pisania są do pewnego stopnia reliktem dawnych czasów, na który mogą sobie pozwolić jedynie ci, których stać na sekretarki (które później przepiszą cały tekst do komputera), lub ci, którzy mają za dużo czasu (i mogą zrobić to sami). Nie jestem jedyną osobą, która poszukiwała zamiennika - maszyny do pisania na miarę XXI wieku; jakiś czas temu na Blogerzy Brainsztormują rozgorzała (no, może to zbyt duże słowo...) dyskusja na temat narzędzi mobilnych służących tylko i wyłącznie do pisania. Wśród dość zabawnych, chociaż nieszczególnie pomocnych komentarzy polecających długopisy, znalazł się jeden, który wspominał o starusieńkich wordprocessorach, których w latach '90 używano jako zamiennika dla maszyn, najczęściej w szkołach podstawowych lub pracach biurowych. Pomimo tego, że dziś te jednostki nie mogą być przez rzemieślnika słowa pisanego uznawane za wygodne narzędzia, znaleźli się ludzie, którzy zauważyli dobre strony odejścia od urządzeń wielozadaniowych.

We need to go deeper

Dziś word processory to niewiele więcej niż narzędzie aktywizujące uczniów, posiadających problemy z nauką - dysleksję, dysortografię itp. Świetnie sprawdzają się (lub, do niedawna sprawdzały, biorąc pod uwagę fakt, że w dzisiejszych czasach większość szkół na zachodzie decyduje się jednak na tablety/laptopy) w pracy z niepełnosprawnymi. Można jednak uznać, iż przywiązani do tego typu urządzeń są jedynie tradycjonaliści. Najpopularniejsze modele (Alphasmart, którego różne wersje pojawiały się w sklepach jeszcze po 2000 roku) cechowały się niewielkim ekranem monochromatycznym, na którym można było zmieścić zaledwie kilka linijek tekstu - w tym przypadku nawet pełnowymiarowa klawiatura nie rekompensowała małego wyświetlacza. Wyjątkiem od tej reguły stał się model Alphasmart Dana, który w wersji podstawowej (to jest pozbawionej wifi) można kupić na ebayu w granicy 30 dolarów. W tej cenie otrzymujemy urządzenie pracujące na Palm OS (co sugeruje możliwość używania polskich znaków), dotykowym ekranem (przydatnym do zaznaczania części tekstu), wifi, większy ekran. Na ten moment jest to jedna z najlepszych opcji dla każdego, kto chce skupić się tylko na pisaniu...




...bo w zasadzie Dana nie posiada konkurencji. Jasne, istnieją inne modele word processorów (jak Forte czy Fusion) ale brak dużego ekranu w zasadzie deklasuje je w przedbiegach. W ciągu następnych dziesięciu lat od pojawienia się Dany na rynku technologia znacząco poszła do przodu, do niedawna nikt jednak nie wpadł na pomysł, by próbować przywrócić erę word processorów. Trzeba przyznać, że chęć wydania pieniędzy na coś, co ma spełniać jedynie możliwie najprostszą funkcję może się wydać każdemu, kto nie pisał dłuższych tekstów, dziwna. 

Pomimo tego znalazło się kilka innych, dość nowatorskich rozwiązań dla pisarzy, którzy chcą się skupić na tworzeniu treści. Z pomocą dla tych, którzy są absolutnymi sentymentalistami, przywiązanymi do tradycji, przyszły smartpeny - o ile pierwsze z modeli tych długopisów zapisywały tworzony tekst w formie zdigitalizowanej, o tyle ich najnowsze wersje mogą pochwalić się funkcją translacji tekstu odręcznego na tekstu "komputerowy", co jest ogromną zaletą (na tyle dużą, że tylko zdrowy rozsądek, który nakazuje mi odłożyć w czasie wydanie 700 złotych na rzecz niekoniecznie mi niezbędną, powstrzymuje mnie od nabycia smartpena). Za o wiele mniejszą kwotę można nabyć notatniki Whitelines, o których niedawno pisała Tattwa, a które we współpracy z odpowiednią aplikacją działają jak wysokiej jakości skaner do odręcznych notatek, rysunków, diagramów. Patent o tyle fajny, iż możliwości jego wykorzystania są naprawdę ogromne (chociażby w bez - marketingu; wreszcie można posłać komuś prawdziwy list... mailem, albo skomentować wpis odręczną notatką), jest jednak zupełnie nieprzydatny dla kogoś, kto będzie próbował skomponować cokolwiek dłuższego, niż stronicowy tekst, bo o funkcji translacji pisma odręcznego do formy zdigitalizowanej można w tym przypadku zapomnieć. 

Nie lepiej sprawa ma się z translatorami mowa/pismo. Doskonalony od lat system google nie jest na tyle dokładny, by poradzić sobie z dłuższą notatką, a co dopiero mówić o tekście o objętości kilkunastu (czy kilkuset) stron. Odpowiednie programy rzecz jasna istnieją - ich koszt jest jednak na tyle duży, by przeciętny Kowalski mógł zapomnieć o ich zakupie. 

W ciągu najbliższych kilku miesięcy na rynku zadebiutuje jeszcze jedno narzędzie, które może zadowolić wszystkich, którzy nie potrafią skupić swojej uwagi na pracy z komputerem czy tabletem. Mowa o Hemingwrite, nietypowej hybrydzie maszyny do pisania z ekranem e-ink. Działająca na firmowym sofcie ma wspierać różne języki świata, a stworzone prace bezpośrednio wrzucać w chmurę poprzez połączenie z Evernote czy Google Docs. Charakteryzująca się świetnym dizajnem maszyna do pisania (w wersji 2.0) budzi pewne nadzieje - martwi jednak to, czy twórcy poradzą sobie z problemami, jakie może przynieść wykorzystanie technologii e-ink, która jak wiadomo ma spore problemy z prędkością odświeżania. Edytowanie tekstu na niewielkim (sześć cali) ekranie, który w dodatku wolno reaguje, może być męczące. Obawy budzi również cena - jak na razie dowiedziałem się jedynie, że "nie przekroczy ona 500$". Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie oznacza to, że cena będzie oscylować wyjątkowo blisko tej górnej granicy, bo nie wydaje mi się, by wielu chętnych chciało zdecydować się na urządzenie tego typu, które kosztuje tyle, co niezły netbook/tablet ze stacją dokującą. 




Konkluzja? Nasuwa się jedna. W ostatnich latach coraz więcej mówi się o tym, że nasza koncentracja spada, przynajmniej wśród użytkowników internetu. Najczęściej odnosi się te słowa do tego, że przestajemy sobie radzić z czytaniem długich tekstów. Jeśli spojrzy się na długość przeciętnego newsa (albo na to, ile sekund wystarczy przypadkowemu uu żeby przejrzeć artykuł), faktycznie można uznać, że coś w tym jest. Nikt jednak nie pisze o tym, że wraz ze spadkiem koncentracji przy czytaniu dłuższych form, spada również umiejętność kreowania dłuższych tekstów - czy może raczej tworzenie ich w krótkim czasie, bez przerw, bez odrywania się od monitora. A przecież biorąc pod uwagę to, że na rynku wciąż pojawiają się coraz to nowe urządzenia, które mają na celu zminimalizować wpływ czynników mogących odwracać uwagę od pisania, jest to problem nie tylko garstki osób. Problem, na temat którego pojawia się wyjątkowo mało publikacji. 

PS. Od jakiegoś czasu w Japonii trwa moda na o - powieści smsowe. Skrótowe, pełne emotikonek, pisane na i dla posiadaczy telefonów komórkowych. Część z nich podobno nawet ekranizują. Chyba nie chcę doczekać dnia, kiedy ta moda dotrze do Europy. 

PS2: Chyba, że to eksperyment. Taki jak te jednozdaniowe horrory/smutne historie. Wiecie, co może przerazić ostatniego człowieka na ziemi, prawda?