Minęło 12 lat. Dużo, szczególnie dla mnie, który wciąż gdzieś tam stara się nie dopuścić do siebie myśli, że nie żyje na początku 2000 roku, że czas jednak płynie, a z każdą godziną presja i wymagania stawiane przez życie zwiększają się. Z drugiej strony - to 12 lat to chyba zbyt mało, by zapomnieć, prawda? A jednak, pomijając medium jakim jest radio, o rocznicy śmierci Grzegorza Ciechowskiego słyszy się mało. Czy ludzie zaczynają zapominać?
Umarł 22 grudnia 2001 roku na tętniaka, raczej nagle. Był (i nadal jest) ikoną polskiego rocka, liderem zespołu Republika i jednym z pierwszych rodzimych artystów, którzy przykładali dużą wagę do kreowania swojego wizerunku. Swoją osobowością tworzył sobie rzesze fanów i tłumy przeciwników. Razem z zespołem podbijał listę przebojów za listą przebojów. Wokalista, multiinstrumentalista, poeta.
Ciężko jest pisać mi ten tekst. Sam nie uznaję się ani za fana Republiki, ani Obywatela G.C. Część z ich utworów się zdezaktualizowała, część z niewiadomych powodów nie przypadła mi do gustu, ale spora część to kawałki, których jak raz już zacznę, to nie mogę przestać słuchać. Myślę, że stojący w kącie winyl Republiki w dużej mierze odpowiada za aktualną (kiepską) kondycję igły mojego adaptera. Jest coś takiego w muzyce Grzegorza Ciechowskiego, że ciężko jest się od niej oderwać - ciężko zmienić utwór na inny, kiedy już raz wejdzie się w klimat tworzony przez ambitne, metaforyczne teksty oraz zjawiskową muzykę. Te najbardziej ograne, znane z radia teksty jak Nie pytaj o Polskę czy Tak... Tak... To ja zaliczają się do grona piosenek, które są mi niesamowicie bliskie, z którymi mogę się utożsamiać.
Brzmi to, z czego doskonale zdaję sobie sprawę, niezwykle sztampowo, banalnie. Prawda jest jednak taka, że 22 grudnia to jeden z niewielu dni w ciągu roku, kiedy słucham muzyki tylko jednego artysty, nie pozwalając sobie na to, by rozproszyć się twórczością kogokolwiek innego.
Nie chcę popadać w tym wpisie w niezwykle pesymistyczny ton, ale niestety jest tak, jak jest - szeroko pojęte media zdają się zapominać o ważnych rocznicach, czego przykładem jest właśnie rocznica śmierci Ciechowskiego. W tym konkretnym przypadku broni się radio, na kilku programach polskiego radia można dzisiaj było posłuchać muzyki Republiki, tak czy siak informacje o wydarzeniu zostały zepchnięte na dalszy plan. Najbardziej boli mnie jednak fakt, że chyba na żadnym blogu (sprawdzałem listę blogów kulturowych) nie znalazłem dziś wpisu o Grzegorzu.
Cierpimy z tego powodu, jako społeczeństwo, często (najczęściej?) nawet bardzo nieświadomie. Młodzi ludzie przestają kojarzyć nazwisko "Ciechowski" z czymkolwiek - i bynajmniej nie jest to pogląd wyssany z palca. Kilka miesięcy temu dzięki kierunkowi studiów, który podjąłem, miałem okazję zapoznać się z arcyciekawym materiałem dotyczącym Grzegorza.
W niespełna 15 minutowym reportażu Zbigniew Ostrowski oraz Grzegorz Ciechowski byli wstanie obśmiać zarówno realia otaczającej ich rzeczywistości (warto przypomnieć, że nagrania dokonano w '83 roku), jak i również mity dotyczące dziennikarskiego fachu oraz zachowania ówczesnych rockowych gwiazdek. Świetny (zarówno od strony "scenariusza" jak i "dialogów") reportaż dosłownie ocieka ironią, jasno ukazując, iż zarówno pan Ciechowski jak i Ostrowski są w stanie traktować swoją pracę z przymrużeniem oka. Razem z odważną piosenką Mamona, która jest raczej szeroko znana, tworzy to spójny obraz tego, jaką osobą mógł faktycznie być Ciechowski, potrafiący w bardzo autoironiczny sposób dać do zrozumienia całej rzeszy antyfanów, co o nich myśli.
Wynikiem odtworzenia materiału kilkunastoosobowej grupie młodych, około 20 letnich ludzi, było powszechne zdziwienie. Pomijając fakt, że nie wszyscy w ogóle zrozumieli dowcip - większość w ogóle nie kojarzyła Grzegorza Ciechowskiego. Jest to smutne, ale tak naprawdę odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą nie tylko media, ale i my sami. Mówi się, że ignorancja bywa błogosławieństwem. Ten konkretny przypadek udowadnia, że dla ignorancji nie ma precedensu. Jeśli Wy - My - nie będziecie pamiętać, wkrótce wszyscy zapomną.
A nie na to zasługuje muzyka Grzegorza Ciechowskiego.