wtorek, 11 marca 2014

Wojna płci - dogrywka


Z zasady nie daję drugich szans. Jestem człowiekiem o surowych poglądach na życie, mocno już ugruntowanych, pewnym tego, że jeśli ktoś spieprzył coś za pierwszym razem, to najpewniej i za drugim nie pójdzie mu lepiej. Jestem również, okazuje się, hipokrytą - bo kiedy druga szansa staje przede mną, chętnie z niej korzystam. Taką szansą jest dla mnie najnowszy Karnawał Blogowy RPG, którego to temat brzmi podobnie, co temat ostatniej odsłony KGB.



I chociaż chodziło głównie o zajęcie się problematyką postaci kobiecych z perspektywy gracza czy prowadzącego RPG, postanowiłem złamać utrwalony schemat i nawiązać również do gier komputerowych. Bądź co bądź, problem, którego nie omówiłem poprzednio, dotyczy zarówno jednego jak i drugiego dziecięcia kultury popularnej. Chodzi mianowicie o brak możliwości utożsamienia się z kobiecą postacią przez mężczyznę. 

W RPG gram od dłuższego czasu. Strzelam, że około 8 lat, tak bardziej czynnie - pewnie mniej. Gry wyobraźni zaspokajają moją potrzebę tworzenia, pomagają oderwać od rzeczywistości, wreszcie: są sposobem na odstresowanie się, dobrą zabawę. Rozumiem, że inni gracze mogą (ba! To pewne, że mają) nieco inne powody, które motywują ich do uczestniczenia w tej formie roz(g)rywki. Nie mnie ich oceniać. Jednego tylko nie mogę zrozumieć: faceta czerpiącego przyjemność z gry kobietą. 

Stworzenie wiarygodnej postaci kobiecej i odgrywanie jej praktycznie ociera się o niemożliwość. Przykładem niech będą pisarze - owszem, Martin poradził sobie jako tako, ale Martin to wyjątek od reguły. Starczy wspomnieć naszą rodzimą Achaję, gdzie to, w jaki sposób wykreowano postacie kobiece, wołało o pomstę do fandomu. A skoro pisarzom się nie udaje (którzy w końcu z tego żyją, że tworzą światy, postacie, historie) czemu miałoby udać się zwykłemu szaraczkowi, który nawet dobrze nie przysiadł do swojej postaci, nie przemyślał jej psychologii itp? Grając postacią kobiecą w RPG'a - czy to papierowego, czy komputerowego - mężczyzna sam sobie odbiera frajdę z zabawy. Gry działają najlepiej właśnie wtedy, gdy zawiesimy niewiarę i wczujemy się w sytuację bohatera; a płeć piękną i brzydką za dużo przecież dzieli, by takie utożsamienie było możliwe. 

Czemu, spytacie, wiarygodność psychologiczna postaci jest taka ważna? Cóż, zarówno w grze RPG, komputerowej, jak i w książce czy filmie występuje fenomen zwany zawieszeniem niewiary. Polega on na tym, iż zaczynamy traktować odbierany obraz, jakbyśmy w nim uczestniczyli, lub przeżywali go - dlatego możemy bać się na horrorach, chociaż wiemy doskonale, że żadne monstrum w żadnym wypadku nam nie zagraża. W grach fabularnych zawieszenie niewiary może odbywać się właśnie przez postać - jeśli jest ona dobrze stworzona, możemy uczestniczyć w opowiadanej (czy może raczej odbieranej, jeśli mowa o komputerze) historii na płaszczyźnie emocjonalnej. Możemy cieszyć się, wzruszać, smucić, gniewać i irytować kiedy skłoni nas do tego fabuła. Nie muszę mówić, jak kluczowe są podobne odczucia dla gier RPG? 

Postacie kobiece sprawdzają się w RPG jako bohaterowie niezależni, których animuje MG, ubogacają świat i fabułę, ale postawmy sprawę jasno - żaden facet (a, chociaż nie posiadam statystyk, wydaje mi się, że większość Mistrzów Gry to jednak faceci) nie będzie w stanie wiarygodnie - to jest wiarygodnie w 100% - odegrać postaci kobiecej. Co w tym przypadku nie jest problemem. NPCe to bohaterowie drugoplanowi, bardzo ważni, ale to gracz ma grać w RPG pierwsze skrzypce. Granie wyświechtanymi schematami, odnoszenie się do jednego z utartych (pop)kulturowo wzorców bohatera kobiecego (np. dama w opresji) jest więc dobre, podobnie, jak granie podobnymi schematami w przypadku postaci męskich. Jest jednak nie do zniesienia, jeśli według podobnego klucza postać kobiecą stworzyć chce gracz - czyli główny bohater. W jego przypadku wszelkie braki postaci wyjdą na światło dzienne raczej prędzej, niż później. Będzie pusta, płaska, będzie męczyła drużynę. Czemu? Bo facet nie wcieli się w rolę kobiety i tyle. 

Śmiejcie się, ale to konkretny problem dla czegoś, co określa się mianem "gry wyobraźni", podobnie zresztą, jak problemem dla książki są kiepsko napisane postaci kobiece. 

W przypadku gry komputerowej można to jeszcze zrozumieć, usprawiedliwić najzwyczajniejszą w świecie... Estetyką. Sam, grając w chociażby Diablo 3, wybieram dla swoich postaci kobiecą płeć, jeśli model jest dla oka przyjemniejszy - taki na przykład Szaman to w wersji męskiej zgrzybiały, zasuszony staruszek, w kobiecej - nieco dziwna, ale zdecydowanie przyjemniejsza dla oka dzikuska. Ale, powiedzmy sobie szczerze, Diablo to nie przykład gry, w której staramy się w postać "wczuć". Nie rozumiem jednak, w jaki sposób mężczyzn może czuć radość z gry role playing, kiedy wciela się w postać kobiety. Pomijając już fakt, że gry tak naprawdę nie piszą dobrych postaci kobiecych (przynajmniej nie jako głównych bohaterów, bohaterów grywalnych), jak mężczyzna może się utożsamiać z kobiecymi problemami? Dużo by o tym pisać, ale wspomnę chociażby o różnicach biologicznych i chemicznych (gdzie chemia przekłada się na psychologię, za sprawą tych nieszczęsnych hormonów) i już można łatwo dojść do prostego wniosku, że satysfakcja z wcielania się w kobiecą rolę przez osobnika płci męskiej jest do osiągnięcia niemożliwa. No, przynajmniej jeśli chodzi o RPG i gry komputerowe. 

Nie staram się przy tym nikomu odbierać prawa do dobrej zabawy - wiadomo, są gusta i guściki. Jednego bawi odgrywanie kobiecych postaci, drugiego przebieranie za nie, trzeciego pisanie kiepskich książek z jednowymiarowymi postaciami kobiecymi, czwartego czytanie ich. Bo wiadomo, wszystko jest dla ludzi. Niestety.